czyli czy naprawdę i w jakim stopniu potrzebujemy cywilizacji
Widzisz tych naiwnych kolesiów na placu ? Z czym Ci się kojarzą ? No jasne, że to oczywiste - drewniany ani żaden inny niż autentyczny koń koniem nie jest. To jelenie.
Zresztą nawet stara polska encyklopedia głosi, że " koń jaki jest każdy wie".
Zresztą nawet stara polska encyklopedia głosi, że " koń jaki jest każdy wie".
Hedonistyczna Troja zbyt była zajęta stroszeniem i muskaniem piórek, żeby to zauważyć i zrozumieć. Jak jest z nami ? Czy my naprawdę potrzebujemy tej fabryki oszustwa, która w czasach nam współczesnych ( czyli od co najmniej 10 000 lat) szumnie zwie się cywilizacją ? Czy aby na pewno cywilizacja to rozwój oparty koniecznie o zdobycze technologi ?
No bo jeśli tak, to przeciętny buddyjski mnich , przenikający przez ścianę, bilokujący się dowolnie i w czasie 15-stopniowego mrozu odziany li tylko w zlany zimną wodą mokry łach i podnoszący temperaturę prawie nagiego ciała o 16 stopni Celsjusza jest po prostu niecywilizowanym wsiowym odmieńcem.
Wzięłam z nich przykład i wielokrotnie przekonałam się, że spacer w pełnym rynsztunku i bez butów na śniegu i mrozie jest łatwizną pod warunkiem ....., że człowiek rozumie, że to on tworzy warunki.
Spacerowałam sobie spokojnie i wielokrotnie w terenie przy budynku - mieszkam w pełnej "dziczy " czyli grobla za oknem, góra 200 metrów pod oknem, las, śnieg, Soła zaraz u podnóża góry czyli bliżej niż 200 metrów - środek Beskidu Małego.
Wprawdzie nie wdziałam bikini jak ten dżentelmen, ale zapewniam, że było zajebiście - po prostu dreszcz na plecach z wrażenia, radości i przyjemności. Czułam, że żyję. Wszystko dlatego, że widziałam kiedyś franciszkańskiego misjonarza - jeszcze kiedy mieszkałam w Bielsku- jak szedł sobie na mrozie spokojnie w grubym płaszczu i habicie, a stopy miał bose. Buddyjscy mnisi pokazali jak to się robi, on mnie ostatecznie zainspirował. Trwało wiele lat, ten obraz pewnie "pracował" w mojej podświadomości, żeby potem na skutek zdobywania wiedzy i doświadczeń zlać się z tym co świadome i spowodować bosy spacer.
Właściwie nie zamierzałam dzisiaj niczego pisać - postanowiłam nic-nie-robienie na cały dzień za te paskudne, obijane zamiecią góry za moim oknem ( kto uważa, że góry są cudowne - albo nie wie co to chodzenie, noszenie, przemakanie, marznięcie - albo tu nigdy przedtem nie mieszkał, albo jest jeszcze jedna opcja , ma taki komfort, że go to nie dotyczy) ale zainspirowana postem Andżeliki na FB doszłam do wniosku, że jednak nie odpuszczę.
Ludzie dawniej w ogóle nie mieli warunków, żeby zachować czystość i zdrowie - przynajmniej z punktu widzenia dzisiejszych speców od czystości, leczenia i żywienia.
Pośmiać się można po prostu.
Nie mieli wody, nie mieli łazienek, nie było w sklepach porcelany łazienkowej - wyjąwszy takie Panie jak Diana de Poitiers, Ninon de Lenclos, Jeanette Antoinette de Pompadour czy nasza księżna (Jenerałowa) Oleńka Zajączkowa i jej podobne damulki i kawalerów - cała reszta żyła w znoju, gnoju i nędzy.
Tylko czy aby naprawdę ? Czy oni nie mieli rzeki czy po prostu nie mieli przyzwyczajeń ?
No bo wiemy choćby z literatury pięknej, że nie wszystkie chłopki były brudne, stąd dynastie rządzące mają się dobrze do dziś i nie zginęły od rui, poróbstwa, chowu wsobnego i genetycznego błędnego koła.
Natomiast takie Panie jak Marie Antoinette d'Autriche czy Izabella Kastylijska nie myły się po 17 lat. A wykonywały przecież stawiający na świeczniku i ogólnym widoku zawód królowej.
Natomiast takie Panie jak Marie Antoinette d'Autriche czy Izabella Kastylijska nie myły się po 17 lat. A wykonywały przecież stawiający na świeczniku i ogólnym widoku zawód królowej.
Ot - wieki ciemne są dla nas ciemne tylko dlatego, że nie wiemy - albo nie chcą nam powiedzieć co się tutaj działo naprawdę. Prawdopodobnie kwestia prawdomówności.
Zresztą nie rozmawiajmy o braku łazienki tam, gdzie są dostępne w terenie wody termalne.
Co w innej sytuacji...
Wszystko ! Jest wszystko!
Jak Wam zapewne wiadomo, wymieniane przeze mnie wyżej szacowne Paniusie czyli Księżna de Valentinois ( de Poitiers z domu), de Lenclos, Zajączkowa ( portret powyżej ), stosowały toaletę lodowatą wodą. Nasza generałowa bywa opisywana we współczesnych opracowaniach na jej temat jako Lodowa Kobieta. Tego rodzaju taktyka skutkowała drastycznym opóźnieniem procesów starzenia. Diana mając lat 60 wyglądała na nad wiek młodo wyglądającą 30-tkę. Ninon stosowała do kąpieli ekologiczną serwatkę i wyceniano ją w wieku 88 lat na 22- 23, podobno miała olśniewająco młodą skórę i jej śmierć w tak podeszłym wieku była dla ówczesnego plotkarskiego Paryża sensacją.
Generałowa Zajączkowa rozdawała karty w łóżkach 22-letnich młodzików mając lat 93 i podobno skrzywdziłby ją ten, kto dałby jej więcej niż 40, wyceniający ją na 45 traktowani byli jak oszczercy, choć byli i tacy, którzy uważali, że 50 też można by jej przypisać.
Generałowa Zajączkowa rozdawała karty w łóżkach 22-letnich młodzików mając lat 93 i podobno skrzywdziłby ją ten, kto dałby jej więcej niż 40, wyceniający ją na 45 traktowani byli jak oszczercy, choć byli i tacy, którzy uważali, że 50 też można by jej przypisać.
Nie wiem jak u Was, ja miałam większość życia pod ekstremalną górkę.
Pijący permanentnie ojciec, trzeźwiejący 3 razy dziennie, nawiązujący ze mną kontakt tylko na płaszczyźnie intelektualnej. Zakochana w nim po uszy aż do końca życia matka, okazująca bezgraniczne uwielbienie jemu i jego ukochanemu synowi a mojemu bratu.
Kiedy zamieszkaliśmy wreszcie samodzielnie w naszym domu w Bielsku - skończyły się opiekuńcze skrzydła mojej ukochanej babci Julii i mojej ukochanej chrzestnej matki Apolonii - siostry mamy, zwanej krótko " Lonią". Babcia i Lonia były moimi aniołami - to one pozwalały mi żyć, reszcie mojej w/w rodziny do niczego nie byłam potrzebna - obdarzony pamięcią absolutną i wszelkimi zdolnościami renegat i odmieniec.
Mój ojciec potrzebował wody ognistej a uwielbienia żądał jak reptil Jahve.
Tak więc warunki życia mimo, iż Żywiec końca lat 60-tych to były węglowe piece i grzanie podkowy, grzejącej wodę, to były dla mnie luksusy, które się skończyły.
Nie było ciepłej wody, a jak już kupili gazowy piecyk to pojawiła się tylko w kuchni.
Nie pozostało więc nic więcej jak myć się w misce, czyli metalowej miednicy, postawionej na podłodze. Codziennie od stóp do głów - awantury o to, że zgnije podłoga były na porządku dziennym ,bo przecież jak ktoś się dezynfekuje od środka to myć się nie musi.
Biżuteria ? ... zapomnijcie.
Jako dorastająca dziewczyna robiłam ją sobie z mniejszych i większych żołędzi, strzępów starej, zepsutej biżuterii, pasmanterii. Z poprutej dzianiny i kłębków zdobytej wełny sama produkowałam sobie czapki, bluzki. Musiałam się tego nauczyć, bo szyjąca i "sztrykująca" perfekcyjnie matka nie chciała mi tego pokazać , ani też zrobić.
Ciepłą odzież kupowały dla mnie Babcia i Lonia, które miały naprawdę skromne środki.
Tym kobietom zawdzięczam, że miałam buty w ogóle.Wódka była przecież w domu rodzinnym Bogiem.
I tak przez wiele lat byłam przekonana, że zima to pora roku, w której się bardzo marznie - naiwnie myślałam,że wszystkim tak zimno, jak mnie. Nie były w stanie zaspokoić moich nawet najbardziej podstawowych potrzeb, które dla ojca i matki były marginalne. Dozgonnie pozostanę im wdzięczna za wszystko, co od nich otrzymałam. Każdy ma swoją rzeczywistość.
Czego mnie to nauczyło ?
Że nie mając środków na zaspokojenie potrzeb, ale za to mając kreatywność można mieć wszystko, albo sprawdzić praktycznie - przetestować - że większość tego, co rzekomo niezbędnie potrzebne to fikcja.
Tak więc warunki życia mimo, iż Żywiec końca lat 60-tych to były węglowe piece i grzanie podkowy, grzejącej wodę, to były dla mnie luksusy, które się skończyły.
Nie było ciepłej wody, a jak już kupili gazowy piecyk to pojawiła się tylko w kuchni.
Nie pozostało więc nic więcej jak myć się w misce, czyli metalowej miednicy, postawionej na podłodze. Codziennie od stóp do głów - awantury o to, że zgnije podłoga były na porządku dziennym ,bo przecież jak ktoś się dezynfekuje od środka to myć się nie musi.
Biżuteria ? ... zapomnijcie.
Jako dorastająca dziewczyna robiłam ją sobie z mniejszych i większych żołędzi, strzępów starej, zepsutej biżuterii, pasmanterii. Z poprutej dzianiny i kłębków zdobytej wełny sama produkowałam sobie czapki, bluzki. Musiałam się tego nauczyć, bo szyjąca i "sztrykująca" perfekcyjnie matka nie chciała mi tego pokazać , ani też zrobić.
Ciepłą odzież kupowały dla mnie Babcia i Lonia, które miały naprawdę skromne środki.
Tym kobietom zawdzięczam, że miałam buty w ogóle.Wódka była przecież w domu rodzinnym Bogiem.
I tak przez wiele lat byłam przekonana, że zima to pora roku, w której się bardzo marznie - naiwnie myślałam,że wszystkim tak zimno, jak mnie. Nie były w stanie zaspokoić moich nawet najbardziej podstawowych potrzeb, które dla ojca i matki były marginalne. Dozgonnie pozostanę im wdzięczna za wszystko, co od nich otrzymałam. Każdy ma swoją rzeczywistość.
Czego mnie to nauczyło ?
Że nie mając środków na zaspokojenie potrzeb, ale za to mając kreatywność można mieć wszystko, albo sprawdzić praktycznie - przetestować - że większość tego, co rzekomo niezbędnie potrzebne to fikcja.
W roku 2000 na skutek zrządzeń losu wróciłam do Żywca, do mieszkania jak z zamierzchłych lat 50-tych. Nie było łatwo. Noszenie węgla na wysokie drugie piętro, rąbanie drewna, palenie w piecach, albo grzanie wody bojlerem na arcy - drogi prąd.
Kiedy skończyłam 16 lat jeszcze w Bielsku , ale już po zaopatrzeniu domu w termę łazienkową jak każda nastolatka zachłysnęłam się Polleną, Celią , Urodą i wszystkimi innymi firmami kosmetycznymi, które rozkwitły jak kwiat lotosu w gierkowskiej Polsce. Jednak moje zauroczenie kosmetykami, które jak sądziłam pozwolą mi być zawsze piękną i młodą zeszło na drugi plan, kiedy pojawiły się prawdziwe trudności i problemy życiowe. No i tak zostało - z każdym dniem przekonywałam się, że jeszcze jedna rzecz jest mi niepotrzebna, albo mniej potrzebna niż myślałam, albo też, że można ją z powodzeniem czymś innym zastąpić.
Już w młodości zrozumiałam, że prawdziwy luksus to ciepła woda, czyste łóżko, spokój, dach nad głową możliwość odpoczynku i spokojny sen tym bardziej, że potrójne życie kobiety podwójnie pracującej, studentki i wyczynowego sportowca wcale mnie nie rozpieszczało. Permanentnie brakowało mi czasu. Rano miałam trudności, żeby wstać i zwlec się z łóżka Ponieważ jestem wysokoenergetyczna i mam atomowy power , rozkręcałam się już po godzinie jak pershing, po pracy biegłam na korty albo do pracy z młodzieżą jako trener albo do własnego treningu. Życie prywatne nie mogło leżeć odłogiem, więc na tym nie koniec. Z doby zostawało niewiele.
Wtedy już zaczęło do mnie docierać coś, co wyartykułowałam dużo później.
Na nic mi ta cywilizacja z jej tuszami do rzęs marki Max Factor, skoro można kupić pudełeczko arabskiego cohla i malować się nim dwa lata w opozycyjnym do modnych reklam nurcie.
Skoro krakowska firma http://www.lilylolo.pl/ produkuje wszelkie bazy do kosmetyków, a także gotowe kosmetyki - naprawdę EKO.
Wczoraj dostałam w prezencie drogi dezodorant super drogiej i ekskluzywnej firmy NONA - pierwszy na liście składników chlorhydratum aluminium !!!!!
Podobno to firma maha- ekologiczna i prozdrowotna .
Wnioski co do firmy sprzedającej swoje produkty za gigantyczne pieniądze pozostawiam Wam.
Po co mi drogi specjalistyczny krem do twarzy, skoro to tylko psychologiczny i reklamowy trick, a każdy najtańszy z hipermarketowej półki , choć też jest toksyczny to o 90 % mniej - sprzedający po prostu nie pakuje do niego tyle parabenów, oleju mineralnego, wazeliny i innych toksycznych składników, bo nie nie musi zadać sobie aż takiego trudu żeby sprzedać swój produkt.
Szminka i błyszczyk ? Na pewno nie L'Oreal ani Max Factor ani Coty ani podobni :)))))))) - albo Lily Lolo albo własnoręcznie sama. W internecie jest sporo przepisów z filmikami. Nie zamierzam smarować się ołowiem , którego rzeczeni producenci dodają do swoich ingrediencji - licząc jak sądzę na to, że używające ich kobiety nie zastanowią się, jak są trute i jeszcze za koszty tego morderczego procederu słono zapłacą , w przekonaniu, że poprzez drogi kosmetyk, drogiej, oszukańczej , nielojalnej i niemoralnej w stosunku do klientek firmy stają się bardziej seksowne, ekscytujące itd itp.
Jednym słowem, że jak będą intensywniej epatować sztucznym , nachalnym zapachem miejskiej perfumerii to staną się divami, heroinami, damami etc.
Po co mi to wszystko ?
Ekologiczny dezodorant można używać przez rok, a ocet i oliwa magnezowa, którą można sobie samemu wyprodukować są zawsze pod ręką - nie trzeba biegać do sklepu kosmetycznego.
Balsam do ciała :))))) także można sobie zrobić, wystarczy trochę materiału w postaci różnych olejków i
oleju kokosowego - miksowany na kilka etapów i schładzany pomiędzy nimi powstaje w postaci poręcznego " majoneziku". Ponadto jeśli się komuś po prostu nie chce albo nie ma czasu wystarczy olej kokosowy pomieszać z kilkoma kroplami olejku - ja obstawiam piżmowy.
Jakiś kłopot z myciem ? Niemożliwe.
Wszędzie można kupić szare mydło, rozpuścić je z niewielką ilością wody i dodać ulubiony ekologiczny olejek , który jest olejkiem a nie trującą substancją, która go udaje. Podobnie zrobić szampon. Potem już tylko do płukania włosów ocet, zamykający łuskę.
Ja mam to szczęście, że córka mojej przyjaciółki dowozi mi szare mydło z rdzeniem zrobionym na oliwie z oliwek i liściu laurowym, produkowane przez Pakistańczyków z Norwegii, gdzie pracuje.
Spełniła się jej obietnica " zobaczysz, jak zaczniesz używać, nie będziesz się musiała niczym smarować".
Fakt - okazało się, że żaden balsam ani inny teges nie jest potrzebny.
Że przymus smarowania się spowodowany był chemią, która umieszcza się w środkach myjących, po pierwsze, żeby zabijała, bo nas za dużo żeby nami rządzić jak owcami, a po drugie po to, żebyśmy się drapali, łapali grzybice, leczyli, kupowali leki i inne kosmetyki, które zlikwidują uporczywe objawy.
Po to nam taka cywilizacja.
Mamy prać i myć się w środkach, które powinny być oznakowane trupią główką i skrzyżowanymi piszczelami ?
Wszystko po to, żeby było jeszcze bardziej toksycznie.
Zauważcie, że proszku "Biały Jeleń", mydła i całej linii kosmetyków opartych na tej przedwojennej formule w ogóle się nie reklamuje, a przecież stoi na drogeryjnych półkach.
Dlaczego - każdy się chyba domyśla.
Nie jest w interesie tych, którzy zrządzają naszą codziennością, żebyśmy byli suwerenami we własnym życiu.
Mamy być zależni od tej quasi - cywilizacji.
Mamy się pryskać, smarować, farbować -wielokrotnie spotkałam się ze zdumieniem w oczach rozmówczyni/cy .... " to TY nie farbujesz włosów ? ( wielkie oczy).
Dlaczego ?!!!!!!!!!!!
Przecież na pewno lepiej byś wyglądała ( nie jestem siwa, co widać na zdjęciach)!
No tak . Czasami robię to ziołami. Efekt lepszy.
Doszliśmy do takiego stanu rzeczy, że osoba, która nie posiada na swojej głowie wyfarbowanej bądź wytlenionej szmaty, tipsów na paznokciach, rzęs z akrylu, permanentnego makijażu, pasemek, balayage'u, nastrzykniętych ust, silikonowego biustu, talii wysmuklonej o odjęte żebra, hybrydowego bądź jakiegokolwiek innego manicure i pedicure jest uważana za niedomytego tumana i kocmołucha .
Po co mi taka cywilizacja, w której jak wyłączą prąd to i tak nie ma ciepłej wody, a w ogóle to ogrzewanie przestaje działać, nie działa TV - współczesna ukochana tłumu, nie ma internetu, nie można hałasować radiem ani innymi odtwarzaczami hałasu, haardcoru informacyjnego i muzyki.
Na skutek różnych awarii , wpadek, braków, sytuacji losowych i życiowych przekonałam się, że najlepiej liczyć na siebie i swoją wyobraźnię.
Wprawdzie korzystam z jej wątpliwych dobrodziejstw, uskuteczniając niecywilizowane procedury "Lodowych Dam" - polewam się mianowicie z upodobaniem co rano najpierw gorącym prysznicem, żeby potem nagle zmienić go na lodowaty, zanim rozgrzane ciało się zorientuje, co mu szykuję - robię to przynajmniej przez 3/4 roku i rozsądnie odstępuję od tej procedury jak jest mi zimno albo nie czuję się na siłach.
Jednakże wiem już, że jakby co, to starym zwyczajem miednica z gorącą wodą a potem ... wiadro zimnej i też mam to samo.
No a jeśliby zabrakło kogoś do polewania pod ręką - mam jeszcze groblę za oknem i rzekę. A w zimie śnieg - kiedyś w młodości jak brakło wody z powodu zamrożenia rur - topiłam śnieg z ogrodu,żeby podgrzać wodę i dokonać ablucji.
Zawsze można przecież jeść ziemniaki pure, placki ziemniaczane, kluski ziemniaczane, zupę ziemniaczaną, krokiety ziemniaczane .... wystarczy mieć ziemniaki.
Łąka pełna jest żywych roślin - moglibyśmy się nimi po prostu paść jak to robią bracia mniejsi - to kwestia mentalności - jeśli ktoś mi mówi, że nie jest kozą, żeby jeść trawę, to jego wybór.
Jeśli chodzi o mnie, jakby było trzeba, przez 2 tygodnie przyzwyczajałabym się do kąpieli w lodowatej rzece po zmroku, bez poprzedzającego ją gorącego prysznica.
Ocet zrobiony osobiście posłużyłby mi jako dezodorant.
Przypomniałabym sobie jak to jest robić biżuterię z żołędzi.
Zajączkowa spała przy otwartych na oścież oknach w największy mróz, więc potrzebny jest tylko śpiwór - dlaczego więc nie własnoręcznie zrobiony.
Ludzie robią domy, dachy, toalety, ogrody.
Jest woda, jest powietrze, las , łąka, rośliny, bracia mniejsi - jakby mi zabrali delikatesy, cukiernie , galerie - to poszłabym porozmawiać z ludźmi w innym miejscu.
Przecież jestem niepoprawnie towarzyską gadułą.
Więc na co mi ta badziewiasta cywilizacja ?
Pozdrowienia i uściski.
Wiola Grigorijew